Rozdział 2.
- Emm,
zawieziesz mnie do collegu?
-Nie żeby
coś, ale wiesz mała tutaj jest dużo Collegów. Jak się nazywa?
- University College London. I nie nazywaj mnie tak.
-Posłuchaj mała.
No tak, jasne wcale mi
to nie przeszkadza.
-Ja ustalam zasady, a
ty się ich trzymasz. Wiem że rozumiesz, wyglądasz na mądrą dziewczynkę.
-Pozory mylą.
Syknęłam.
Nie mam bladego
pojęcia ile już jedziemy, ale na pewno długo. Pól godziny to juz chyba minęło. Ile
tam się jedzie?
-Długo jedziemy.
Zauważyłam. Nie no
serio, ten kretyn znowu się śmieje. Co go do cholery tak bawi?
-Jak dla ciebie mała trzy
minuty to długo.
-Oh.
Nie Ellie nie
czerwień się. Pierwszy raz coś mądrego powiedziałeś Derek.
-Em.. Too za ile
będziemy?
-Już jesteśmy
Wyjrzałam przez okno
i zdałam sobie sprawę że już nie pada. Fajnie. Podobno jestem pesymistką, ale
ja tak nie uważam . Po prostu jestem wkurzona na ludzi i świat. A no taki na
siebie.
-Egh a ty po co
wysiadasz?
Zapytałam gdy wyszłam
z auta i brunet zrobił to samo.
-Nie chce cię mała
martwić ale jesteśmy w tym samym collegu. Możesz być zawiedziona bo ja jestem
na drugim roku, a podejrzewam że ty na pierwszym i będziemy mieć osobno
zajęcia.
-Uwierz nie jestem
zawiedziona.
-Tak wmawiaj sobie. A
który masz pokój?
-Po co ci to?
-Z ciekawości.
Udław się tą
ciekawością.
-305.
Znowu ten uśmiech.
-Co się szczerzysz?
-Mała, dzieli nas
tylko 5 pokoi.
Szepnął mi do ucha odszedł.
Że co?!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz